wtorek, 2 sierpnia 2016

911 przez Europę - Dzień 13

Trzynasty dzień naszej podróży jest dla mnie szczególny, gdyż urodziłem się 13-tego i moja 911 ma numer boczny 13! Nie zawiodłem się, choć swoją 13 musiałem przekreślić. Dziwne wymogi toru Spa-Francorchamps nakazują zakleić taśmą klejącą numery wyścigowe na autach. Na szczęście niezawodny Andrzej miał w jednym ze swoich magicznych schowków (obok akumulatora konkretnie) taśmę klejącą i nie musieliśmy wracać do zabitej dechami wioski Spa-Francorchamps.





Pogoda nas dzisiaj niestety nie rozpieszczała, zwłaszcza, że przez ostatnie dwa tygodnie byliśmy przyzwyczajeni do temperatur powyżej 30 stopni :( Belgia zaoferowała nam 12 stopni i ulewę.



Hotel mamy praktycznie na torze, także rano zaraz po śniadaniu ruszyliśmy na miejsce zbiórki i briefingu. Po krótkiej instrukcji podpisaliśmy papierki, że właściciel toru nie odpowiada za nic i ruszyliśmy podekscytowani do aut. Z emocji bolał mnie brzuch prawie jak na egzaminie na studia :( Z drugiej strony nie mogłem się już doczekać jazdy. Człowiek jest jednak dziwnie skonstruowany i mimo radości potrafi odczuwać ból :)))

Mimo fatalnej pogody frekwencja dopisała i na torze pojawiło się kilkadziesiąt wszelkiej maści aut - od małych kompaktów, po rasowe Ferrari. Nasze auto wyróżniały się z tłumu głównie naklejkami, bo Porsche było na torze całkiem sporo (w tym klasyki 964 i youngtimery 993).








Jazdy na torze w ulewnym deszczu to jednak niezapomniane przeżycie, ciągła walka o utrzymanie się na torze i wyjście z kolejnego zakrętu cało. Dla mnie był to pierwszy raz ścigania się w takich warunkach i wygląda na to, że czuję się w nich jak ryba w wodzie. To znaczy początkowy strach dość szybko zastępowała radość z pewności prowadzenia i łatwość wyprowadzania 911 z bocznych poślizgów. Dopiero przy takich warunkach doceniłem swoje auto i jego możliwości. Na suchych torach w zasadzie nie potrzebowałem pomocy komputera i systemów Porsche - w czasie ulewy i na miejscami zalanym torze wszystkie te technologie ratowały mnie z opresji, a moje działania sprowadzały się najczęściej do delikatnej kontry kierownicą. Coś niesamowitego. Emocje nie opuszczają mnie nadal i cieszę się niezmiernie z faktu poznania bliżej możliwości swojego auta. W 5:10 poniższego filmu widać jak wyleciałem boczkiem z trasy i w zasadzie gładko na nią wróciłem, choć strachu się trochę najadłem (oczywiście na filmiku wygląda to banalnie :))


Dzisiejszy wieczór jest pierwszym od 13 dni kiedy spokojnie mogę sobie pozwolić na trzecie piwo i nie muszę się martwić jutrzejszym wstawaniem :) to miłe wiedzieć, że Andrzej nie obudzi mnie o 6:40 i nie czeka na mnie 600 km trasy, a jedynie 80 km na kolejny tor . Tak, tak - jutro śmigamy na Nurburgring, czyli jeden z najtrudniejszych torów w Europie. Muszę zatem uważać z tą wiarą w siebie, w umiejętności, w auto i w ogóle z euforią, bo dzisiaj poznani koledzy przestrzegają przez tym torem w deszczu. Mimo wszystko nie mogę się już doczekać godziny 17:15 jutro, gdy otworzą się bramy zielonego piekła! Do napisania jutro!


PS. Piękne auta stacjonują w naszym hotelu oraz okolicach :)








PS2. Dzisiejsza trasa wiodła od hotelu na tor, czyli całe 1,9 kilometra :)


3 komentarze:

  1. Czy coś Wam się stało na Zielonym Piekle, że przerwa w pisaniu bloga? wielu z nas z niecierpliwością chce poznać w szczególności ten etap podróży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podsumowanie dnia 14-tego już jest: http://www.meskajazda.pl/2016/08/911-przez-europe-dzien-14.html

      Usuń
  2. Cześć, nic się na szczęście nie stało, a powody były wrzucone na https://www.facebook.com/meskajazda/ - technicznie internet i dzisiejsza podróż 1200 km do domu załatwiła nam przeniesienie wpisu z 14 dnia na jutro.

    OdpowiedzUsuń